- Szczegóły
- Kategoria: Aktualności
Rzeźbiarka i medalierka Anna Beata Wątróbska-Wdowiarska otrzymała prestiżową Nagrodę im. Cypriana Kamila Norwida w kategorii Sztuki Plastyczne za wystawę monograficzną „Iluzja w przestrzeni". Współpracującą ze Skarbnicą Narodową artystkę odwiedziliśmy w jej pracowni.
Fot. Olga Rainka
Czy od dziecka chciała Pani zostać rzeźbiarką i medalierką?
Byłam bardzo dzikim dzieckiem. To były trudne czasy dla mojej mamy i dla mnie. Urodziła mnie po pierwszym roku studiów na ASP. To miało bardzo duży wpływ na moją psychikę. Tak się ułożyło, że razem zamieszkałyśmy dopiero, jak mama skończyła Akademię, miałam wówczas siedem lat. Byłam dzieckiem bardzo zamkniętym, dla mnie wielkim problemem było wyjście do kiosku po gazetę. Jak wiadomo wówczas nie myślano w takich sytuacjach o pomocy psychologa. Radziłam sobie w ten sposób, że dużo rysowałam. Obserwowałam świat, rysowałam portrety ze zdjęć, plakaty. Mama widząc, że rysunek mi wychodzi, była bardzo dumna ze mnie. Często zabierała pracę do domu, więc też obserwowałam, jak projektuje medale. Mama studiowała rzeźbę w pracowni Prof. Mariana Wnuka a medalierstwo u Pani profesor Zofii Demkowskiej, która później, w trudnym momencie życia mamy pomogła jej zatrudnić się w Mennicy Państwowej na etacie głównego medaliera.
W Liceum Ogólnokształcącym im, A. Mickiewicza na Saskiej Kępie dobrnęłam jakoś do matury, zrobiłam rok przerwy, by uzbierać prace do teczki na egzaminy do ASP w Warszawie. Uczyłam się rysunku w studiu na Nowolipkach, gdzie wykładali asystenci z Akademii, a rzeźby uczyłam się sama. Wyrzeźbiłam głowę mamy i ojczyma i małą formę. Egzaminu jednak nie zdałam, ponieważ oblałam egzamin z polityki. Nie potrafiłam opowiedzieć o „infrastrukturze pokoju” towarzysza Edwarda Gierka. Zdałam rok później, wówczas już egzamin teoretyczny połączony był z obroną prac, które robiło się w ciągu egzaminów. Czułam, ze złapałam Pana Boga za nogi, zwłaszcza, że wówczas przyjmowano raczej mężczyzn niż kobiety. Pamiętam, przyjęto wtedy na pierwszy rok wydziału rzeźby siedem osób. Czułam się jakby mnie wsadzono do akwarium, z którego w ogóle nie chciałam wychodzić. Wreszcie mogłam robić, co chciałam. Byłam w swoim "Matriksie". Na pierwszym roku wszyscy byli przyjęci do pracowni Prof. Stanisława Słoniny. Potem można było wybierać pracownie innych profesorów. Pomimo prac, które musiałam wykonać na ASP w ramach programu, myśli o tworzeniu medali mnie nie opuszczały. Obcowałam z nimi na co dzień dzięki twórczości mamy.
Pamięta Pani prace, które zlecał profesor?
Wśród tematów, które zapamiętałam była np. kompozycja rzeźbiarska „Cała jestem w skowronkach”, profesor uwielbiał takie tematy. Pamiętam wtedy wykopałam pod Warszawą młodą lipę z pięknymi liśćmi jak serduszka, na każdym odcisnęłam swoje usta pomalowane szminką i wkopałam ją w dużej donicy z ziemią do skrzyni z gliną rzeźbiarską w pracowni na Akademii. Wyraziłam poprzez ten pomysł moją radość tworzenia.
Co Pani w swojej twórczości zawdzięcza mamie, a co innym nauczycielom?
Mamie zawdzięczam przede wszystkim, to, że nie zamieszkałyśmy w Zakopanem i nie zostałam np. kelnerką. Mama pochodziła z Jaworzna, wychowana została w domu dziecka jako wojenna sierota. Cieszę się, że miała tyle samozaparcia, by dokończyć studia i zostać w Warszawie. Mamie zawdzięczam również to, że przekazała mi wrażliwość na sztukę. Nauczyła mnie tworzyć medale. Przynosiła mi gips z pracowni medalierskiej, jeszcze wtedy Mennicy Państwowej, bym mogła ćwiczyć. Oczywiście ja wszystko wiedziałam lepiej, ciągle się z nią kłóciłam. Zarzucała mi, że nie jestem dość cierpliwa. Miałam jednak inny system i temperament, szybko przechodziłam z plasteliny do gipsu. Mama była niezwykle wrażliwą kobietą, która zachwycała się naturą, przyrodą i mnie też nauczyła obserwacji. Pamiętam jak przy pierwszych moich medalach, jak jeszcze byłam na studiach, mama robiła mi literki, bo nie miałam tej precyzji w ręku. Na pewno miałam łatwiejszy start. Równocześnie od początku towarzyszyła mi praca dla siebie samej. Potrzeba wyrażania emocji popchnęła mnie w stronę medali lanych.
Bardzo duży wpływ miał na mnie tez asystent w pracowni Prof. Stanisława Słoniny Eugeniusz Sawczyn. Zawdzięczam mu wiedzę merytoryczną i podejście do reliefu w rzeźbie i medalach, upodobanie do szczegółu, wyczulenie na detal. Profesor Słonina zaciekawił mnie natomiast swoimi plecionymi drutami i umiejętnością stworzenia ulotnej przestrzeni. Na moment mnie tym zachwycił.
Prof. Zofia Demkowska nie poświęcała mi za dużo czasu na zajęciach, zakładając, że szkołę medalierstwa mam w domu. Prace, które przynosiłam zaliczała bez problemu. Podobała mi się jej filozofia twórcza, uważała że medal to przedmiot dobrze leżący w dłoni, który musi mieć trzy punkty podparcia, by sam trzymał poziom na ekspozycji. Przyswoiłam sobie te zasady, przynajmniej na początku...
Dlaczego właśnie medale lane są dla Pani przestrzenią artystycznego wyrazu?
Dają więcej możliwości, iluzję przestrzeni, są bliżej małej formy. Jest to oczywiście trudniejsze od pełnej rzeźby, ponieważ występuje płaszczyzna. Z medalu na medal szukałam nowych rozwiązań i nigdy mnie to nie nudziło. Praca nad medalami lanymi bardzo rozwija zarówno wyobraźnię, jak i technikę ich tworzenia. Medal w swojej istocie, bardzo ograniczając możliwości twórcze, takie jakie daje pełna rzeźba, wyostrza i rozwija inwencję twórczą artysty.
Jak zmieniła się technika pracy nad medalem?
Cały czas pracuję dłutami mojej mamy. W gipsie rzeźbi się tak jak kiedyś. Natomiast kiedyś używało się do projektowania medali kalki, kserowało się setki odbitek, teraz można wszystko wydrukować na domowym komputerze, zyskując sporo czasu. Na pewno łatwiej też dzięki komputerom przygotować i pokazać projekt klientom. To jest duża pomoc. Natomiast sama technologia pracy nad projektem gipsowym w zasadzie nie zmieniła się do wieków. W medalierstwie lanym właściwie nie zmieniło się prawie nic, jeśli ktoś oczywiście ceni sobie manualny proces twórczy /bez programów komputerowych 3D, drukarek, skrawarek i tym podobnych technologii/.
Fot. Olga Rainka
Jakie są Pani ulubione, najbardziej osobiste prace?
Moje ulubione medale to te o tematyce związanej z synem. Medale lane to jest mój pamiętnik doznań artystycznych i emocjonalnych. Pod wpływem lektur stworzyłam medale z portretami Kurta Vonneguta, Edgara Allana Poe, Samuela Becketta. Bardzo ważna była dla mnie plakieta dwustronna poświęcona Ionesco, ogromne wrażenie zrobiła na mnie jego sztuka „Nosorożec”, którą widziałam w Teatrze Telewizji będąc jeszcze w szkole podstawowej. Przez lata wyobrażenie tego nosorożca siedziało mi w głowie, dopóki go nie zrealizowałam w brązie.
Tak na prawdę nie potrafię opowiadać o swojej pracy, uważam, że wszystko, co dla mnie najważniejsze przekazuję w moich medalach.
Plakieta dwustronna poświęcona Eugene Ionesco
A z medali bitych?
Chyba jako pierwsza w Polsce wprowadziłam lustrzane liternictwo w monetach . Od tego czasu artyści-medalierzy bardzo polubili ten motyw, dziś to jest w powszechnym użyciu. Wymyśliłam też czterostronny medal składany, z różnymi kompozycjami reliefu. Stworzyłam ponad dwieście medali bitych. To jest dość dużo, choć moja mama w mennicy wykonała ich ponad tysiąc. To jednak były inne czasy. Medale bite traktowałam również jako edukację, dzięki różnym zleceniom wiele dowiadywałam się o życiu, historii, generalnie o świecie.
Jak się Pani przygotowuje do prac?
Przy medalach lanych, jak mnie zafrapuje jakiś temat, to go zgłębiam . Często pomysł przychodzi do mnie w nocy. Następnego dnia zaczyna się przygoda: przechodzę do plasteliny, następnie do gipsu, bez nadmiernego projektowania. Czasami wykonanie zajmuje mi parę dni a czasami miesiąc. Potem daję go do odlewni, gdzie realizują go w brązie metodą na wosk tracony. Kolor patyny zawsze uzgadniam z odlewnikiem.
W przypadku medali bitych wszystko zależy od zlecenia, często muszę się dokształcić, dobrze poznać temat. Następnie proponuję klientowi dwa, trzy lub cztery projekty do wyboru. Potem wykonuję modele gipsowe i następuje bicie w mennicy.
Ma Pani swój ulubiony medal dla Skarbnicy Narodowej?
Bardzo lubię medal poświęcony Bitwie o Anglię z wizerunkiem pilota. Dużo serca włożyłam w ten medal i stworzyłam na nim mój ideał bohaterskiego ,polskiego lotnika. Miałam tu zresztą duże pole do popisu, bardzo dobrze wspominam tę współpracę z Państwem. Ucieszyło mnie elastyczne podejście, duży margines swobody. Podobnie zresztą było przy pracy nad medalem upamiętniającym Monte Cassino.
Proszę opowiedzieć czytelnikom o Stowarzyszeniu Polskiej Sztuki Medalierskiej
Stowarzyszenie było założone przez świętej pamięci Bernarda Adamowicza. Jego celem jest promocja polskiej sztuki medalierskiej i integracja środowiska. Do stowarzyszenia należą nie tylko medalierzy, ale również numizmatycy, historycy sztuki. Zapraszamy do udziału instytucje. Bardzo chętnie widzielibyśmy w Stowarzyszeniu firmy zajmujące się numizmatyką, jak na przykład Skarbnica Narodowa.
W przeciwieństwie do Stanów Zjednoczonych czy Wielkiej Brytanii w Polsce o medalierstwie mówi się bardzo mało. Na przykład British Museum, które działa we współpracy ze stowarzyszeniem medalierów wydaje dwa razy w roku magazyn, który zajmuje się współczesnym i historycznym medalierstwem. Uważam, że warto iść tym tropem. Dziś chcemy dać Stowarzyszeniu nowe życie, zacząć przygotowywać wspólne wystawy medalierskie, aukcje numizmatyczne. Warto podkreślić, że polskie medalierki i medalierzy są bardzo doceniani za granicą, co przekłada się również na międzynarodowe nagrody. Czas, by zaczęto doceniać nas również w kraju.
Warto również przypominać, że wartość medalu, nie jest tożsama z wartością kruszcu. Medal to przede wszystkim małe dzieło sztuki, piękny przedmiot zaprojektowany przez artystę.
Naszym największym marzeniem jest stworzenie muzeum medalierstwa.
Czy można mówić o polskiej szkole medalierstwa?
Myślę, ze można. Poczynając od prof. Zofii Demkowskiej przez Ewę Olszewską Borys i Magdę Dobrucką. Ta mocna czołówka nadaje ton medalierstwu polskiemu i mobilizuje innych artystów do działania. Jednak szkoły jako takiej, kształcącej medalierów wszechstronnie nie ma w Polsce.
W którym kraju kształcenie medalierów jest warte podglądania i traktowane z należytym pietyzmem?
Na pewno Włochy. Jest tam bogata tradycja medalierska. Artyści z całego świata przyjeżdżają tam po naukę. Również Francja dba o sztukę medalierską.
Jacy twórcy Panią inspirowali i inspirują?
Cenię sobie sztukę reliefu Egiptu. Lubię bardzo wypukłe, renesansowe portretowe medale. Kocham pięknie dopracowane szczegóły na medalach.
Miałam zawsze sentyment do kobiet ciężarnych Xawerego Dunikowskiego. Lubię Igora Mitoraja, bo wbrew krytykom, którzy twierdzą, ze nic nie wymyślił, tylko powiększył, to, co już było, uważam, że osiągnął nową wartość w odbiorze detalu, przeskalowanego w przestrzeni.
Inspirował mnie Andy Warhol, ale artystą, który mnie fascynuje od lat jest Salvador Dali, ze względu na połączenie techniki z bujną wyobraźnią i szacunkiem dla materiału. Moim ukochanym pisarzem jest natomiast Vonnegut, kocham jego wyobraźnię, poczucie humoru, dopracowanie szczegółu. Jego świat to mój świat, czuję się tak, jak bohaterzy jego książek.
Jestem tez kinomanką od dziecka, biegająca po premierach i festiwalach. Wychowałam się na kinie europejskim lat 60 -tych, 70-tych i 80-tych dwudziestego wieku. No i na rodzynkach z USA, które czasami wpadały w nasze ówczesne polskie realia PRL-u.
Anna Beata Wątróbska–Wdowiarska - Rzeźbiarka i medalierką. Studiowała na Warszawskiej ASP. Lane i bite medale znajdują się w zbiorach zagranicznych i krajowych muzeów oraz osób prywatnych. W dorobku artystycznym ma ponad dwieście realizacji medali bitych. W swojej twórczości nie ogranicza się do płaskiego reliefu, ale także realizuje przestrzenne formy rzeźbiarskie, od małej formy po monument. Artystka współpracuje miedzy innymi z: Narodowym Bankiem Polskim i Skarbnicą Narodową. Jest członkiem Międzynarodowej Federacji Medalierstwa FIDEM i ZPAP oraz wiceprezesem Polskiego Stowarzyszenia Sztuki Medalierskiej. Zdobywczyni wielu nagród krajowych i międzynarodowych, m.in.: I miejsce w konkursie Kancelarii Sejmu RP na medal sejmowy w 1996, I miejsce w Międzynarodowym Konkursie Monetarnym organizowanym przez Mennicę Japońską w 2003, Nagroda za poziom artystyczny przyznana przez Węgierski Instytut Numizmatyczny w 1994.
Nagroda im Cypriana Kamila Norwida ustanowiona została 29 października 2001 roku przez Sejmik Województwa Mazowieckiego. Przyznawana jest corocznie artystom tworzącym na Mazowszu w czterech kategoriach: literatura, muzyka, sztuki plastyczne i teatr za wybitne dzieło bądź kreację powstałe w roku poprzedzającym. Od 2005 roku Samorząd Województwa Mazowieckiego przyznaje również nagrodę specjalną “Dzieło Życia” za całokształt twórczości artyście tworzącemu na obszarze województwa mazowieckiego.Kandydatów do Nagrody mogą zgłaszać ogólnopolskie związki twórcze lub ich oddziały, uczelnie wyższe, instytucje kultury, wydawnictwa i redakcje, twórcy indywidualni, a także członkowie Kapituł. W przypadku Nagrody “Dzieło Życia” kandydatów zgłaszać mogą także mieszkańcy województwa mazowieckiego.
Więcej o tegorocznej nagrodzie: https://www.nagrodanorwida.pl/nagroda-2023/