Numizmatyka – kolekcjonerskie monety złote i srebrne dostępne w sklepie numizmatycznym

Zaloguj

Moje konto:

801 811 800
Koszyk jest pusty

Poznajmy sylwetkę Karola Beyera. Pierwszy wśród polskich kolekcjonerów monet w XIX w. pomógł stworzyć środowisko naukowe zajmujące się numizmatyką, a na dodatek sprowadził do Warszawy zupełnie nową modę na fotografię.

W samym sercu warszawskiego Powiśla, w cieniu górującego nad dzielnicą odcinka mostu Poniatowskiego zieleni się rozległy park. Nosi on imię Karola Beyera – postać ta zapisała się złotymi zgłoskami w dziejach stolicy, ale jeszcze bardziej okazały jest jej wkład w rozwój nauk numizmatycznych. W bieżącym roku przypada 200. rocznica jego urodzin (urodził się 10 lutego 1818 a zmarł 8 listopada 1877 r.)

Karol Beyer należał do najwcześniejszych badaczy naszego pieniądza. Spod jego pióra wyszły pionierskie prace, do których zalicza się np. przekrojowy Skorowidz monet polskich od 1506 do 1825 roku. Wiele z opisanych numizmatów zgromadził we własnej kolekcji, liczącej ok. 9 tys. egzemplarzy. Zbiór ten uchodził zresztą za bardzo cenny.

Perłę w koronie dziedzictwa Beyera stanowi zapoczątkowana przezeń organizacja, która stała się jednym z pierwszych ośrodków nauki o polskich monetach. W 1845 r., jeszcze jako dwudziestokilkulatek, zaczął urządzać cykliczne spotkania entuzjastów tej dziedziny.

Czwartki numizmatyczne – jak nazywano owe zebrania – przybrały charakter stałego koła naukowego, a ich uczestnicy wspólnie przeprowadzali wystawy i wydawali albumy.

Zawiązany w ten sposób ruch dał pośrednio początek późniejszemu Warszawskiemu Towarzystwu Numizmatycznemu i jemu powojennemu spadkobiercy, działającemu do dziś Polskiemu Towarzystwu Numizmatycznemu. W 1985 r. członkowie tego zrzeszenia upamiętnili ozdobną tablicą dawny dom Beyera przy ulicy Piwnej na Starym Mieście, w którego wnętrzach odbyły się przed 140 laty pierwsze spotkania miłośników monet.

Rozgłos przyniosło badaczowi naukowe śledztwo, w toku którego zdemaskował niezwykle zdolnego fałszerza - Józefa Majnerta, który korzystając z warsztatu zatrudniającej go mennicy, przez ok. 15 lat podrabiał zabytkowe polskie numizmaty. Co więcej Beyer nie poprzestał na zdemaskowaniu oszusta lecz także odkupił od niego komplet fałszywych stempli, aby powstrzymać go przed dalszą działalnością, podjął się poszukiwania dzieł niecnego medaliera, a wyłowione z obrotu antykwarycznego sfałszowane monety sygnował małym napisem FALSUS. Prawdopodobnie przestępca zdołał jednak zataić część dzieł, jak na przykład zidentyfikowany dopiero w 1967 r. talar Zygmunta Starego, długo uchodzący za cenny okaz w kolekcji Ossolineum.

Poza monetami, którymi interesował się od dzieciństwa, Beyer posiadał szereg innych pasji. Fascynowała go archeologia, współpracował z prasą, angażował się w politykę oraz działalność społeczną. Wszelkie nowe inicjatywy zwykł komentować frazą „beze mnie te rzeczy się nie robią”. O kolejach jego życia zdecydować miało jeszcze inne upodobanie: fotografia.

Tę technikę poznał zaledwie kilka lat po jej światowym debiucie w 1839 r. Dzięki pozycji rodziców (matki Henryki Beyer z Minterów – znanej malarki, prowadzącej w Warszawie szkołę malarstwa i rysunku dla kobiet, oraz ojca Jana Gottlieba Wilhelma Beyera, dyrektora warszawskiej loterii) mógł studiować ją w Paryżu. Jako pierwszy w Warszawie przybrał profesję fotografika i sam wykształcił kolejne pokolenie rzemieślników. Jego wyspecjalizowany w portretach zakład mieścił się kolejno przy ulicy Senatorskiej, Wareckiej i wreszcie przy Krakowskim Przedmieściu; na ostatniej z tych ulic Beyer wzniósł później pokaźną kamienicę z narożną rotundą, której kształt zainspirować miał bryłę pobliskiego hotelu Bristol.

Spotkanie fotografii z numizmatyką przyniosło cenne narzędzie odwzorowania wyglądu monet, co naukowiec wykorzystał w swoim wydawnictwie Gabinet medalów polskich oraz tych które się dziejów Polski tyczą z 1857 r. Na kliszach dokumentował też starożytności i dzieła sztuki, wartościowe z dzisiejszej perspektywy widoki miast, a w 1851 r. uwiecznił nawet zaćmienie słońca.

Za zapał ten zapłacił słoną cenę. Zdjęcia rosyjskich oddziałów i uczestników powstania styczniowego kosztowały go karę aresztu i zsyłki. Po powrocie nie odzyskał pierwotnej pozycji w branży fotograficznej. Ostatecznie sprzedał swój zakład, by resztę życia poświęcić dorobkowi naukowemu.